Przeczytałam ostatnio tekst Marcina Króla „Sprawcza moc słów” (http://www.wprost.pl/ar/377710/Sprawcza-moc-slow/?pg=1). Szczególną moją uwagę zwrócił ten fragment: „Wszystko to wygląda niegroźnie, a fakt, że anonimowi ludzie w internecie są skłonni wypisywać głupstwa, jakich nigdy by nie powiedzieli nawet w prywatnej rozmowie, jest doskonale znany. Jednak nie wynika z tego, że ich słowa są niewinne. Są winne, tylko kara powinna uwzględniać okoliczności łagodzące. Ale kara powinna być. Jeżeli chcemy bronić sensownej demokracji przed niszczącą sprawczą mocą słowa, to musimy sięgać po rozmaite formy dyscypliny i stosować przemoc w rozmaitych postaciach. Nie ma wolności dla wrogów wolności. Ileż to razy powtarzano! Bywa jednak tak, że naprawdę nie może być tej wolności, że trzeba sięgnąć po środki nadzoru i karania. Demokracja, która się nie broni przed podłą sprawczą mocą słów, nie gwarantuje wolności swoim obywatelom.”
Słowa Marcina Króla wywarły na mnie ogromne wrażenie i właściwie pokrywają się z mymi rozważaniami na temat odpowiedzialności za słowo. Ponad rok temu sama miałam do czynienia z krzywdzącymi słowami pewnej doktorantki. Mimo iż cała sprawa uciszyła się i największą ofiarą tej historii nie byłam ja tylko niewinna ofiara, nadal mam z zakończeniem tej sprawy ogromny dylemat wychowawczy. Czy jako nauczyciel akademicki mam obowiązek wychowywać prawie 30 letnią doktorantkę? Czy powinna ponieść konsekwencje swojego niedojrzałego zachowania. A jeśli tak to jakie miałam możliwości. Ostatecznie mogłabym wytoczyć jej sprawę sądową o zniesławienie. Jednak czy to jest droga? Coraz częściej w Szkolnictwie Wyższym spotykamy się z takimi działaniami. Nie mamy nawet możliwości się bronić czy tłumaczyć, bo dzieje się to za naszymi plecami.
Ten wojeryzm ogarnia już wszystkie płaszczyzny życia społecznego. Nikt jednak nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: A co z odpowiedzialnością za czyny i słowa? A może Zygmunt Freud miał rację pisząc: „Większość ludzi tak naprawdę nie pragnie wolności, ponieważ wolność niesie ze sobą odpowiedzialność, …a odpowiedzialność jest dla większości ludzi przerażająca”. Czyli zakrywamy się jak tarczą wolnością słowa, której i tak się boimy, bo wiąże się z odpowiedzialnością. A tego nie jesteśmy w stanie udźwignąć.
Dominika Bychawska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka twierdzi: „Z jednej strony wolność słowa jest wartością samą w sobie. Z drugiej strony, odpowiedzialność za słowo mówione i pisane, także to zamieszczane na portalach internetowych, obowiązuje wszystkich wydawców i autorów wpisów.” Jestem głęboko przekonana o tym, że każdy ma prawo i obowiązek bronić wartości w które wierzy. Jednak nie powinno się to odbywać kosztem innych, zwłaszcza gdy głosi się nieprawdę. A nawet jeśli ktoś się na to zdecyduje powinien ponieść tego konsekwencje, także w wymiarze moralnym.