Refleksja nad śmiercią i przemijaniem w obliczu święta 1 listopada jest nieunikniona. Wielu rodziców zadaje sobie pytanie czy i po co rozmawiać z dziećmi o śmierci? Czy w ogóle jest to potrzebne? Może lepiej ich nie narażać na takie emocje? Czego się boją? Otóż nie jest to strach tylko o dziecko. Boją się, że sami nie stawią czoła odpowiedzi na pytania dziecka! Sami boją się odpowiedzieć na pytania dotyczące przemijalności życia! Dzisiejsza cywilizacja skutecznie chroni nas przed zetknięciem się ze śmiercią i refleksją nad nią. Dlatego ulegając tej kulturze, wielu zastanawia się, czy mówić dziecku o śmierci, a jeśli tak, to kiedy i w jaki sposób.
Często my rodzice decydujemy się na myślenie magiczne. Jeśli się o czymś nie mówimy, to tego nie ma. Trywializujemy problem i pomniejszamy go. Używamy specyficznego języka: „babcia jest u aniołków”, „rybka zasnęła” Pomaga nam to nie dotknąć problemu bezpośrednio. Chroni to bardziej nas niż dziecko!
Współczesność afirmuje piękno, młodość i zdrowie. Nikt się nie chce przyznać do przemijalności. Kolejny krem na zmarszczki, kolejna operacja, stwierdzenia „nie wyglądasz na swoje lata”. Jest w nas silny strach przed przemijaniem. Nie potrafimy się z nim pogodzić i staramy się temu zaprzeczyć. W takim duchu społecznej pogoni za „młodością” wychowują się nasze dzieci. Starość jest źle postrzegana przez społeczeństwo. Nie lubimy jej, boimy się jej. Kojarzy nam się z samotnością. Końcem wszystkiego. Wiele badań pokazuje, że akceptujemy tylko starych „swoich”. Oni są dobrzy i mądrzy, kochani. Inni, „obcy” starzy, uciążliwi, natarczywi, zbyt wścibscy.
Kiedyś człowiek rodził się i umierał w DOMU, wśród bliskich i sąsiadów. Zabierano dzieci na modlitwy przy zmarłym, na pogrzeby. Dzieci uczyły się oswajać „śmierć” i emocje z nią związane. Rodzice pomagali im w tym, racjonalizując ich doświadczenia, tłumacząc, przytulając. Były to przeżycia trudne, ale oswajalne. Dziecko uczyło się swojej przemijalności. Racjonalizowało sobie uczestnictwo w tym wielkim kręgu: od narodzin do śmierci.
Współczesne bajki i gry nie pomagają dziecku w zrozumieniu śmierci. Wręcz oddalają tę myśl. W bajkach bohaterowie giną i cudownie ożywiają, przejeżdża je samochód, spłaszczają się, by po chwili powstać płaskim jak naleśnik. Wychodzą z okna wysokiego budynku, upadają na ziemię, spłaszczają się i wstają. Wywołuje to salwy śmiechu. Dziecko nie odróżnia realności od fikcji. Z badań wynika, że jeśli nawet jest to charakterystyczne dla pewnego wieku, to brak tego rozeznania przesuwa się i na dalsze etapy rozwojowe i co przerażające utrwala się. Podobnie oddziaływają gry komputerowe. Jeśli bohater, w którego wciela się dziecko (i jak wiemy z badań bardzo się z nim utożsamia) ma możliwość „kilka” żyć, to w dziecku utrwala się przeświadczenie, że pewne czynności życiowe można powtórzyć, np. krzywdę wyrządzoną drugiej osobie, chorobę, budowę domu, kształtowanie charakteru itd. Ma się wręcz moc stwórczą, podobną do Boga.
Dzisiaj wszyscy uciekamy od myśli o śmierci. Wręcz panicznie jej się boimy. Nie mówimy o tym, nie zabieramy dzieci na pogrzeby, do szpitala. Nie oswajamy się z tą myślą i nie potrafimy oswoić z nią naszych dzieci. Bronimy się wręcz, używając argumentu: „nie chcemy w nich wywoływać traumy”. A ze śmiercią bliskich zetkniemy się prędzej czy później. Jeśli później, trudniej będzie nam poradzić sobie ze stratą. W poradni spotykam wiele dorosłych osób, które nie radzą sobie z etapami żałoby. Zawieszają się na którymś z jej etapów i nie mogą pójść dalej. Jest to stan coraz częściej spotykany. Jeśli nie radzimy sobie z tym jako rodzice, to nie potrafimy tym bardziej pomóc w radzeniu sobie z tym naszemu dziecku. Grozi to tym, że gdy dziecko dorośnie, także nie będzie umiało sobie poradzić ze stratą.
Społeczeństwo i kultura umacnia nas w strachu przed śmiercią. Religia i głęboka wiara w Boga powinna nam pomóc. Pomaga, lecz nie wszystkim. Myśl o śmierci, jako rozpoczęcie nowej drobi, nowego życia nie towarzyszy wszystkim w tych rozważanych. Niektórzy starają się tę myśl w sobie, niejako zagłuszyć. Przyspieszają tępo życia. Skupiają na zadaniach, nie relacjach. Pędzą przed siebie.
Przeraża nas wizja pustki, samotności, lęku i niebytu. Zmarnowania niejako tego co było: doświadczenia, ciężko wypracowanej pozycji społecznej, nauki, zgromadzonych środków materialnych. Przedmioty zaczynają nam zastępować relacje. I ta ciągła racjonalizacja, że robimy to z myślą o innych. Większy samochód, by wszystkim było wygodnie. Większy telewizor, by wszyscy lepiej widzieli. Lepszy komputer, bo więcej pamięci pomieści. Wpadamy w konsumpcjonizm zapominając o pielęgnowaniu tego co najistotniejsze: RELACJI.
Dlatego tak ważne jest, aby z dziećmi rozmawiać o śmierci. Wystarczy przeczytać „nie oróżowioną” bajkę o „Dziewczynce z zapałkami” lub „Śniącej Królewnie”. Być przy emocjach dziecka i starać się odpowiadać na wszystkie jego pytania. To przygotowuje do zmierzenia się z tym problemem, który i tak kiedyś się pojawi. Nie jesteśmy nieśmiertelni…