Archiwa tagu: Artykuł

„Jaki jestem?”: warsztaty w Społecznym Gimnazjum Doliny Strugu w Chmielniku

11.02.2016 przeprowadziłam warsztaty pt.: „Jaki jestem?”  w  Społecznym Gimnazjum Doliny Strugu w Chmielniku.20160211_122227

Tak na swojej stronie opisała to szkoła: „11 lutego mieliśmy przyjemność przekonać się, jak psychologia działa w praktyce. Stanęliśmy przed szansą poznania samych siebie. Na warsztatach psychologicznych przygotowanych przez specjalistkę  mogliśmy nazwać swoje predyspozycje i dowiedzieć się, jakie mamy mocne i słabe strony.”20160211_123100

Było to bardzo ciekawe doświadczenie.

Wiek gimnazjalny często określany bywa jako okres „burzy i naporu”. Chociaż wielu
14, 15 latków dojrzewa fizycznie i wygląda na starszych i dojrzalszych niż są w rzeczywistości, to większość z nich
pozostaje niedojrzała emocjonalnie, umysłowo i moralnie. Bardzo często dorośli widząc rozwinięte fizycznie ciała, oczekują od nastolatków więcej niż są oni w stanie dać.
Podczas okresu dojrzewania młodzież przechodzi ponowne narodziny. Wraz z odmienionym ciałem pojawia się możliwość nowej tożsamości – wszystko jest możliwe. Te nowe narodziny wywołują pewne zamieszanie, frustracje, stres.
Ważne jest aby młodzież:
– rozwijała pozytywne poczucie ja i swoich własnych możliwości;
– zrozumiała znaczenie dalszego uczenia się;
– zrozumiała na czym polega presja rówieśnicza i potrafiła się jej przeciwstawić;

– poznała źródła pomocy ze strony kolegów i innych osób.

20160211_123223Jest to okres, w którym dokonuje się ciekawa przemiana orientacji życiowej. Do tej pory ważny był autorytet matki, ojca, księdza, nauczyciela. A teraz młody człowiek będący na granicy między dzieciństwem a dorosłością, chciałby przejąć odpowiedzialność za jakieś obszary życia. Próbuje to zrobić „po swojemu”, często błędnie. Gdy błędy zostaną mu wytknięte, zaczyna uciekać od świata dorosłych. Jeśli mówimy o „konflikcie pokoleń”, to największe jego nasilenie przypada na ten okres. Są tego dwa powody:
1) sami młodzi ludzie się zmieniają,
2) ich rodzice się nie zmieniają.
Rodzic traci autorytet, bo największym autorytetem staje się telewizja, gangi, grupa rówieśnicza (niekoniecznie dewiacyjna). 20160211_130014

Najważniejszą wartością dla nastolatka jest wolność, chce robić to, co chce, na co ma ochotę, nie lubi, kiedy się nim kieruje. Młody człowiek „walczy” o swoją wolność. Czyni to w znany mu sposób: krzykiem, kłótnią, ucieczką z domu, łamaniem norm. Nie kłóci mu się to z odpowiedzialnością za własne czyny. Chce korzystać z przywilejów dorosłości, nie odpowiadać za błędy.

20160211_130316Najbardziej istotne, dla młodego, dojrzewającego człowieka jest dążenie do tożsamości, wypromowanie swojego własnego „ja”, tego, że „jestem kimś”. Jeżeli młody człowiek nie będzie miał własnego poczucia tożsamości, to nigdy nie będzie dojrzały. Jakże często, rodzice chcą mieć grzeczne, poukładane dziecko, które wykonuje, co mu się każą, a młody człowiek buntując się walczy o swoją tożsamość. Mówiąc o tożsamości, znów pojawia się problem wartości, z którymi nastolatek się identyfikuje. Są wartości, o które trzeba walczyć, „zapalić” młodych ludzi do nich. A wtedy cała energia, która w nich jest, zostanie wykorzystana dobrze. I nie należy tej energii tłumić, przekreślać, gdyż pozostaną wtedy zbuntowanymi. Fiksacja w okresie fazy rozwojowej, prowadzi do ciągłego buntu. Ci ludzie nie osiągają własnej tożsamości.

20160211_130550

Z badań Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, prowadzonych pod opieką dr Anna Kacperczyk wynika: „Najwięcej badanych gimnazjalistów, bo ponad 43% odpowiedziało,że swoje relacje z rodzicami ocenia jako „dobre”. Niewiele mniej, bo blisko 42% gimnazjalistów odpowiedziało, że ocenia je jako „bardzo dobre”. Odpowiedź „poprawne” zaznaczyło 12,4% badanych, natomiast tylko 8 gimnazjalistów oceniło swoje relacje z rodzicami jako „złe”. Taki rozkład odpowiedzi pozwala na stwierdzenie, że zdecydowana większość badanych gimnazjalistów pozytywnie ocenia swoje relacje z rodzicami (opiekunami). Chcąc dowiedzieć się czy istnieje związek oceny relacji z rodzicami ze sposobem spędzania wolnego czasu, zbadaliśmy zależność między tymi zmiennymi.”
Rzadko miewam do czynienia z tą grupą wiekową. Doświadczenie to było niezwykłe i mam nadzieję je powtórzyć.

Samotność i osamotnienie. Spojrzenie współczesnym okiem

Moją ciekawość zagadnieniem wzbudził Jan Szczepański pisząc w  książce „Sprawy ludzkie” [Warszawa, Czytelnik 1978]: sio

„Ludzie boją się osamotnienia i samotności, którą z nim identyfikują. Boją się jej zwłaszcza ludzie współcześni, wychowani w cywilizacji technicznej, która ich świat zewnętrzny zabija hałasem motoryzacji, wrzawą tranzystorów, nieprzerwanymi programami telewizyjnymi, szumem stadionów, masowych rozrywek, organizowanej turystyki – byle nie pozwolić człowiekowi zostać samemu chociaż przez chwilę z sobą samym. Dlatego ten lęk przed zostaniem z sobą samym, chociaż przez chwilę bez rytmu muzyki, bez echa jakiejkolwiek wrzawy, jest charakterystyczną cecha współczesności. Cisza i milczenie wywołują natychmiastowe poczucie pustki, nudy niepokoju.”

Po przeczytaniu tego fragmentu zaczęłam obserwować rzeczywistość i zauważyłam, że ludzie z jednej strony potrzebują samotności z drugiej boją się jej. Zakładamy słuchawki, słuchamy muzyki idąc ulicą, jadąc autobusem. Odcinamy się od rzeczywistości. Nie robimy tego, aby pobyć z sobą, lecz po to by zagłuszyć pytania, które w takiej samotności się rodzą: Jaki jestem? Co jest dla mnie ważne? Co chcę w sobie zmienić?  Boimy się takich pytań. Boimy się odpowiedzi na nie, bo mogą być niezgodne z naszymi oczekiwaniami.  Może się okazać, że nie jesteśmy takimi dobrymi ludźmi, jakimi chcielibyśmy być.

Dla lepszego zrozumienia tych zagadnień ważne jest odróżnienie pojęć samotności i osamotnienie. Bliskie jest mi rozróżnienie którego dokonał Jan Szczepański:

„Odróżnijmy osamotnienie i samotność jako dwa różne stany i postacie ludzkiego bytowania, chociaż są one bardzo często utożsamiane, a przejawy i skutki osamotnienia są bardzo często przypisywane – mylnie – samotności. Określając najogólniej różnicę między tymi dwoma stanami egzystencji ludzkiej, powiedziałbym, że osamotnienie jest brakiem kontaktu z innymi ludźmi oraz sobą samym, samotność natomiast jest wyłącznym obcowaniem z sobą samym, jest koncentracja uwagi wyłącznie na sprawach swojego wewnętrznego świata.”

„Osamotnienie może więc być także wynikiem niemożności schronienia się w samotności swojego wewnętrznego świata, jeżeli nie uczyliśmy się żyć i działać w tym naszym wewnętrznym świecie. Są ludzie żyjący tylko w świecie zewnętrznych rzeczy, i innych ludzi. Nie interesują się wewnętrznym odpowiednikiem świata zewnętrznego, pozostawiając go wolnej grze popędów, odczuć, zracjonalizowanych aktów świadomości już tak zautomatyzowanych, że prawie bezwiednych. Nie pielęgnując tego świata wewnętrznego, skazujemy się na alternatywę pełnego zaangażowania w świat zewnętrzny albo na pustkę przemijania w czasie bez treści.”

Obserwujemy jak nasze miejsca pracy, instytucje państwie zamieniają się w korporacje z właściwymi im zasadnymi porządkami. W korporacji jednostka się nie liczy. Jest jedynie trybem w maszynie. Najważniejsze jest dobro KORPORACJI/INSTYTUCJI. Zmienia się narracja ludzi: pracuję dla dobra instytucji. Nie jak kiedyś pracuję dla dobra ludzi w instytucji. Powiedziałby ktoś, to jest to samo. Niestety nie. W korporacji nie ma bliskich relacji międzyludzkich. Musisz pracować z innymi, ale w rezultat być sam. Samotność ta jest drogą do osamotnienia. Korporacja nie zależy, by jednostka interesowała się rozwojem swojego świata wewnętrznego. Budowała swoją tożsamość , dojrzałą, zwartą, refleksyjną. Korporacja dba, by w centrum zainteresowania ludzi znajdował  się świat zewnętrzny z całą jego powierzchownością.  Dzięki temu możemy poświęcić się całkowicie i bezwarunkowo DOBRU KORPORACJI/INSTYTUCJI. Nie zajmując się rozwojem własnym.

Jeśli uciekniemy od samotności, możemy dostać się w okowy osamotnienia. Jeśli nie zadbamy o samotność, jako przestrzeń do własnej refleksji to, jak pisze Jan Szczepański stworzymy przestrzeń niedorozwoju świata wewnętrznego: „Osamotnienie wynika więc z niedorozwoju świata wewnętrznego, z braku porządku, w którym tworzymy dla siebie samych inny niż zewnętrzny rytm istnienia, inne miary wartości, i w którym jesteśmy wolni od klęsk, upokorzeń, tryumfów, wynikających z kontaktów z innymi ludźmi, mierzenia się z innymi, niesienia im pomocy czy konfrontacji z nimi, Jest to także świat wolny od cierpień zadawanych nam przez innych ludzi.”

Smutna jet dla mnie obserwacja, że uczelnie wyższe, uniwersytety zamieniają się w korporacje. Ostatnia ostoja wolnej myśli przekształca się. Szkoda. Może to jednak znak czasu.

Dla mnie ważne jednak będzie, by kształtować własne wnętrze, żyć w zgodzie z samym sobą i rozwijać przestrzeń wewnętrzną.   „Traktuję samotność jako konieczność życiową. Umożliwia bowiem okresowe „powroty do siebie”, „odnajdywanie siebie”, „powroty do źródła” siły życiowej i możliwości działania w świecie zewnętrznym.”

Relacje z nowymi członkami rodziny

Ferie2008 049Bardzo interesujące rozważania opisuje B. Wojciszke (B. Wojciszke, Kobieta zmienną jest, Gdańsk 2009, s. 70-71.) , ukazując perspektywę behawioryzmu genetycznego. Każdy z ludzi ma dwie babcie i dwóch dziadków – po matce i ojcu. Interesujące wydaje się, które z nich częściej zajmuje się wnukami.   Wszyscy wiedzą, że kobiety są bardziej opiekuńcze od mężczyzn, a także bardziej skoncentrowane na relacjach społecznych, co jest kluczowym składnikiem stereotypu roli kobiecej. Wynikałoby z tego, że babcie bardziej będą się opiekowały wnukami niż dziadkowie. Jednak to nieprawda. Badania na dużych próbach polskiej i niemieckiej zgodnie przekonują, że kolejność pod względem opiekuńczości i bliskości emocjonalnej przedstawia się następująco: 1) matki matki; 2) ojciec matki; 3) matka ojca 4) ojciec ojca. Kolejność jest właśnie taka dlatego, iż chodzi o (nie) pewność ojcostwa. Kiedy rodzi się dziecko, z pewnością jego matką jest kobieta, która je urodziła. Natomiast ojcostwo nie jest pewne, jest tylko domniemaniem, choć zwykle bywa bardzo prawdopodobne. Babcia po matce z cała pewnością jest babcią dziecka – bo przecież ona na pewno urodziła jego matkę, a ona z pewnością dziecko. Przy ojcu matki wkrada się już jakiś stopień niepewności – matka jest nadal matka kobiety, ale czy jej mąż jest na pewno ojcem kobiety (dziadkiem dziecka)? Podobnie z babcią po ojcu – ona jest na pewno jego matką, lecz czy w stu procentach on jest jego ojcem? Wreszcie, dziadek ze strony ojca to aż dwie niepewności – po pierwsze, nie musi być faktycznym ojcem mężczyzny i mężczyzna nie musi być faktycznym ojcem dziecka. Wielokrotnie spotykamy się z taką sytuacją, że tej samej babci rodziło się mniej więcej w tym samym czasie dwoje wnucząt – jedno po córce, jedno po synu. W każdej z tych sytuacji babcia wybierała dziecko swojej córki, nawet gdy mieszkało dalej. Większość ludzi nie żywi świadomych podejrzeń co do pewności ojcostwa i „dziadkowstwa”, a jednak ich wybory, szczególnie w sytuacji „albo, albo”, są bezbłędnie podporządkowane stopniowi niepewności ojcostwa. Można argumentować, ze przyczyna jest inna, że tak naprawdę córki zwykle bardziej trzymają się swoich rodziców niż synowie. To prawda, ale nie wyjaśnia to różnicy pomiędzy matką a ojcem ojca. Nie bez kozery istnieje wiele dowcipów na temat teściowej. Stereotypowa teściowa to kobieta zazdrosna o swoje dziecko, zaborcza matka, często nienawidząca swojego zięcia lub synowej. Synowa staje się zagrożeniem, konkurencją dla każdej matki, gdyż ukochany synek, dotychczas kochający najbardziej właśnie swoją mamę, ma kobietę, którą interesuje się bardziej, kobietę, która staje się jego miłością i życiem. Obie strony: zarówno teściowa, jak i zięć/synowa- powinny zrozumieć, że małżeństwo jest przełomem w życiu każdego członka rodziny. Dla młodej pary to czas usamodzielnienia się, zmiany mieszkania, dotychczasowego życia, nowych obowiązków. Dla rodziców, teściów jest to moment, w którym często zostają sami w domu. Dzieci wyprowadzają się, zaczynają układać sobie życie po swojemu, może zapanować w życiu rodziców pustka, często smutek. Nic więc dziwnego, że zaczynają naszymi mamami rządzić silne, często negatywne emocje nie pozwalające nam na bycie obiektywnym w ocenie wybranki serca syna oraz na traktowanie jej jak własnej córki. Badani przeze mnie małżonkowie często opowiadali o swoich zachowaniach względne nowych członków rodziny. Z opowiadań tych wyłania się pewna prawidłowość. Prawidłowość tę można zaobserwować tak u matek jak i u ojców. Jest to jednak zachowanie inne względem synowych a inne względem zięciów. Zachowanie to dotyczy także pierwszych lat małżeństwa dzieci. Ojcowie bardzo hołubią swoje synowe. Prawią im komplementy podkreślała walory ich urody, zaradności i gospodarności. Co do zięciów są bardzo ostrożni. Nie wtrącają się. Nie oceniają ich działań. Pozornie ich akceptują. Czekają jednak na jakikolwiek błąd ze strony partnera swojej córki. Jeśli taka sytuacja się zdarzy. Jeśli córka poskarży się na niego, ojcowie stają się bezwzględni. Dają upust swojej złości. Przypuszczają ostry atak, najczęściej słowny i wyliczają wszystkie do tej pory popełnione błędy. Uważają, ze w ten sposób chronią swoje „księżniczki” i dają zięciom do zrozumienia, że mają jeszcze coś do powiedzenia w obronie dobra swoich córeczek. Co do matek sytuacja przedstawia się inaczej. Matki starają się zaprzyjaźnić z zięciami. „Matkują” im. Gotują tylko to co lubią. Akceptują ich wybory czy poczynania. Proszą o pomoc w drobnych pracach domowych, by następnie głośno chwalić ich kompetencję i przymioty. Nigdy nie prowadzą z nimi otwartej wojny. Co do synowej zachowują rezerwę i ostrożność. Nie okazują jej wyraźnie niechęci czy braku akceptacji. Jednak od początku starają się zarysować swoje „terytorium” działania i oddziaływania na syna. Często w sytuacjach wyboru wręcz zmuszają go do opowiedzenia się po stronie matki. Taka „wygrana” sprawia im duża satysfakcję. Gdy czują jedna, ze ich oddziaływanie na syna zmniejsza się mogą doprowadzić do konfrontacji z synową żądając od syna opowiedzenia się po którejś ze stron. Sytuacje te mają miejsce, zwłaszcza na początku drogi małżeńskiej dzieci. Później zmieniają się w zależności od tego czy dzieci mieszkają z rodzicami czy mnie. Od tego czy dzieci są uzależnione od pomocy materialnej czy w opiece nad wnukami od swoich rodziców.

Na relacje Rodzice- Dzieci w tym momencie ma wpływ wiele czynników społecznych. Bardzo ważnym czynnikiem w badaniach są lata małżeństwa (chodzi tu o trwały związek) badanych.

Dla potrzeb badań wyróżniono trzy przedziały stażu małżeńskiego: 25 – 30 lat wspólnego życia, 31-35 lat małżeństwa i 36-40 lat. Zadano pytanie, jaka jest wśród badanych w tych wyróżnionych przedziałach, otwartość interakcyjna i czy zasadniczo ulega zmianie w zależności od tego czy dzieci opuściły czy też nie dom rodzinny. Otwartość interakcyjna jest tu opisywana przez zakres szerokości w sześciu kategoriach zwierzeń małżonków.

I. Własne postawy. Ta kategorię najwyżej ocenili małżonkowie z dużym stażem pożycia (36-40 lat). Jest to widoczne tak w grupie małżonków, których dzieci mieszkają jeszcze w domu rodzinnym (61,6%), jak i tych, których dzieci usamodzielniły się i odeszły z domu rodzinnego (46,3%). Najniżej (9,6) oceniła tę kategorię grupa małżonków, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (ze stażem pożycia 31-35 lat).

II. Własne zainteresowania i upodobania. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze, a którzy są w grupie małżonków z najmniejszym stażem małżeńskim ( 25-30 lat). Najniżej grupa z najmniejszym stażem małżeńskim, lecz w małżeństwach, gdzie dzieci już się usamodzielniły i odeszły z domu rodzinnego (10,9%).

III. Własne emocje i przeżycia. Tą kategorię najwyżej oceniła grupa z najwyższym stażem małżeńskim w małżeństwach, gdzie dzieci już się usamodzielniły i odeszły z domu rodzinnego (43,6%).

IV. Własne sprawy finansowe. Tą kategorię najwyżej oceniła grupa z najwyższym stażem małżeńskim w małżeństwach, gdzie dzieci już się usamodzielniły i odeszły z domu rodzinnego (43,4%).

V. Własna osobowość. Tą kategorię najwyżej oceniła grupa z najwyższym stażem małżeńskim w małżeństwach, gdzie dzieci już się usamodzielniły i odeszły z domu rodzinnego (60,8%).

VI. Własne ciało i zdrowie. Tą kategorię najwyżej ocenili grupa z najniższym stażem małżeńskim w małżeństwach, gdzie dzieci już się usamodzielniły i odeszły z domu rodzinnego (43,6%). Interesujące wydaje się to, że w grupa małżonków z najwyższym stażem małżeńskim ocenia najwyżej wszystkie kategorie otwartości interakcyjnej poza tą, która dotyczy własnego ciała, a co za tym idzie własnego wyglądu i akceptacji  jego zamiany. Najwyraźniej te zmiany są najtrudniej akceptowane przez badaną grupę i małżonkowie nie chcą o tym ze sobą rozmawiać.  Ważną zmienną dla badań jest także wiek badanych małżonków. Dla celów badawczych w pracy wyróżniono trzy grupy przedziałów wiekowych badanych: 40-50 lat, 51-60 lat, 61-70 lat.

Interesujące wydało się pytanie czy wiek badanych małżonków ma wpływ na otwartość interakcyjną w małżeństwie.

I. Własne postawy. Tą kategorię najwyżej oceniła najstarsza grupa wiekowa małżeństw, których dzieci usamodzielniły się i odeszły z domu rodzinnego (62,6%). Najniżej oceniła ja grupa małżeństw w wieku 51-60 lat (9,5%).

II. Własne zainteresowania i upodobania. Tą kategorię najwyżej oceniła najstarsza grupa wiekowa małżeństw, których dzieci usamodzielniły się i odeszły z domu rodzinnego (43,6%).

III. Własne emocje i przeżycia. Tą kategorię najwyżej oceniła najmłodsza grupa wiekowa małżeństw, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze i nie odeszły z domu rodzinnego (54,5%).

IV. Własne sprawy finansowe. Tą kategorię najwyżej oceniła najstarsza grupa wiekowa małżeństw, których dzieci usamodzielniły się i odeszły z domu rodzinnego (43,2%).

V. Własna osobowość. Tą kategorię najwyżej oceniła średnia (51-50 lat) grupa wiekowa małżeństw, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze i nie odeszły z domu rodzinnego (46,4%).

VI. Własne ciało i zdrowie. Tę kategorię  wysoko oceniła najmłodsza grupa wiekowa małżeństw, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze i nie odeszły z domu rodzinnego (50,4%). Otwartość interakcyjna w kategorii własnego ciała, podobnie jak w poprzedniej tabeli, najniżej oceniana jest przez małżonków najstarszych – 61-70 lat. Niechętnie oni udzielają informacji swojemu współpartnerowi informacji na tematy związane z tą kategorią. Otwartość interakcyjna jest w tej kategorii najniższa.  Zadano sobie pytanie: jak wpływa wykształcenie małżonków na otwartość interakcyjną w małżeństwie.

Interesujące wydawały się różnice lub ich brak pomiędzy małżeństwami, których dzieci zamieszkują w domu rodzinnym i tymi, których dzieci już ten dom opuściły.

I. Własne postawy. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie z wyższym wykształceniem, tak w grupie małżonków, których dzieci usamodzielniły się (44,00%) jak i w grupie małżonków, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (44,7%).

II. Własne zainteresowania i upodobania. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie z średnim (32,9%) i wyższym (33,2%) wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci usamodzielniły się.

III. Własne emocje i przeżycia. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie z średnim wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (51,3%%).

IV. Własne sprawy finansowe. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie z średnim wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (36,9%%) jak i wyższym wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci usamodzielniły się (39,8%).

V. Własna osobowość. Tą kategorię ocenili małżonkowie z podstawowym wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (42,6%%) jak i wyższym wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci usamodzielniły się (36,2%).

VI. Własne ciało i zdrowie. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie z podstawowym wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (62,1%%) jak i wyższym wykształceniem w grupie małżonków, których dzieci usamodzielniły się (34,2%). Interesujące wydaje się, ze otwartość interakcyjna najwyższa jest wśród małżonków z wyższym wykształceniem we wszystkich kategoriach otwartości z wyjątkiem tych, które dotyczyły spraw finansowych i własnego ciała. Tutaj otwartość integracyjna była najwyższa w grupie małżeństw z podstawowym wykształceniem, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze i mieszkają z rodzicami.

Liczba dzieci w małżeństwie jest istotnym czynnikiem różnicujących małżeństwa. Jest także ważnym czynnikiem dla otwartości interakcyjnej w małżeństwie. Interesujący wydał się fakt, jak liczba dzieci różnicuje i wpływa na otwartość interakcyjną małżonków.

I. Własne postawy. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie posiadający jedno dziecko (42,6%), w grupie gdzie dzieci nie usamodzielniły się jeszcze i małżonkowie posiadający dwoje dzieci w grupie gdzie dzieci usamodzielniły się już (31,5%).

II. Własne zainteresowania i upodobania. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie posiadający jedno dziecko, w grupie małżonków, których dzieci usamodzielniły się (39,8%), jak i w grupie małżonków posiadających dwoje dzieci, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (35,9%).

III. Własne emocje i przeżycia. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie posiadający jedno dziecko, tak w grupie małżonków, gdzie dzieci się usamodzielniły (39,6%), jak i w grupie małżonków, gdzie dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (51,1%).

IV. Własne sprawy finansowe. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie posiadający jedno dziecko, tak w grupie małżonków, gdzie dzieci się usamodzielniły (46,2%), jak i w grupie małżonków, gdzie dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (47,1%).

V. Własna osobowość. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie posiadający jedno dziecko, w grupie małżonków, których dzieci usamodzielniły się (36,9%), jak i w grupie małżonków posiadających troje dzieci, których dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (36,4%).

VI. Własne ciało i zdrowie. Tą kategorię najwyżej ocenili małżonkowie posiadający pięcioro dzieci, tak w grupie małżonków, gdzie dzieci się usamodzielniły (52,1%), jak i w grupie małżonków, gdzie dzieci nie usamodzielniły się jeszcze (42,9%).  Interesujące wydaje się, że małżonkowie z czwórką dzieci posiadali najsłabszą otwartość interakcyjną we wszystkich kategoriach otwartości i w obu grupach małżonków tych, których dzieci usamodzielniły się i tych, których dzieci nie usamodzielniły się. Najlepszą otwartość interakcyjną posiadają małżonkowie z jednym lub dwójką dzieci.

Pomiędzy wyodrębnionymi grupami małżonków (z dziećmi usamodzielnionymi i dziećmi jeszcze nie usamodzielnionymi) nie ma zasadniczych różnic, jeśli chodzi o otwartość interakcją. Prawdopodobnie głębsze różnice zarysują się po przebadaniu i opisie historii życia małżonków.  Otwartość interakcyjna jest zagadnieniem bardzo ważnym dla relacji małżeńskich i rodzinnych. Istotne jestże małżonkowie wybierają siebie nawzajem najczęściej jako partnera interakcji. Otwierają się przed sobą zwłaszcza w kategorii własne postawy. Ciekaw jest także, że ojcowie wybierają także często swoje dzieci na tych, którym udzielają informacji o sobie. Matki zaś wysoko oceniają swoja emocjonalność i przeżycia. Małżonkowie odkrywają się przed sobą często także w kategorii zainteresowania i upodobania. Dzieje się tak zwłaszcza u tych małżeństw, których dzieci usamodzielniły się i odeszły z domu rodzinnego. Taka szeroka otwartość na współmałżonka świadczy o gotowości do podjęcia z mim komunikacji i budowania relacji.

Źródło: Fragment książki i opublikowanych w niej badań: S.L. Zalewska, Syndrom pustego gniazda. Małżeństwo i rodzicielstwo po usamodzielnieniu się dzieci, Warszawa 2013.

Czy rozmawiać z dzieckiem o śmierci?

smierc440Refleksja nad śmiercią i przemijaniem w obliczu święta 1 listopada jest nieunikniona. Wielu rodziców zadaje sobie pytanie czy i po co rozmawiać z dziećmi o śmierci? Czy w ogóle jest to potrzebne? Może lepiej ich nie narażać na takie emocje? Czego się boją? Otóż nie jest to strach tylko o dziecko. Boją się, że sami nie stawią czoła odpowiedzi na pytania dziecka! Sami boją się odpowiedzieć na pytania dotyczące przemijalności życia! Dzisiejsza cywilizacja skutecznie chroni nas przed zetknięciem się ze śmiercią i refleksją nad nią. Dlatego ulegając tej kulturze, wielu zastanawia się, czy mówić dziecku o śmierci, a jeśli tak, to kiedy i w jaki sposób.

Często my rodzice decydujemy się na myślenie magiczne. Jeśli się o czymś nie mówimy, to tego nie ma. Trywializujemy problem i pomniejszamy go. Używamy specyficznego języka: „babcia jest u aniołków”, „rybka zasnęła”  Pomaga nam to nie dotknąć problemu bezpośrednio. Chroni to bardziej nas niż dziecko!

Współczesność afirmuje piękno, młodość i zdrowie. Nikt się nie chce przyznać do przemijalności. Kolejny krem na zmarszczki, kolejna operacja, stwierdzenia „nie wyglądasz na swoje lata”. Jest w nas silny strach przed przemijaniem. Nie potrafimy się z nim pogodzić i staramy się temu zaprzeczyć. W takim duchu społecznej pogoni za „młodością” wychowują się nasze dzieci.   Starość jest źle postrzegana przez społeczeństwo. Nie lubimy jej, boimy się jej. Kojarzy nam się z samotnością. Końcem wszystkiego. Wiele badań pokazuje, że akceptujemy tylko starych „swoich”. Oni są dobrzy i mądrzy, kochani. Inni, „obcy” starzy, uciążliwi, natarczywi, zbyt wścibscy.

Kiedyś człowiek rodził się i umierał w DOMU, wśród bliskich i sąsiadów. Zabierano dzieci na modlitwy przy zmarłym, na pogrzeby. Dzieci uczyły się oswajać „śmierć” i emocje z nią związane. Rodzice pomagali im w tym, racjonalizując ich doświadczenia, tłumacząc, przytulając. Były to przeżycia trudne, ale oswajalne. Dziecko uczyło się swojej przemijalności. Racjonalizowało sobie uczestnictwo w tym wielkim kręgu: od narodzin do śmierci.

Współczesne bajki i gry nie pomagają dziecku w zrozumieniu śmierci. Wręcz oddalają tę myśl.  W bajkach bohaterowie giną i cudownie ożywiają, przejeżdża je samochód, spłaszczają się, by po chwili powstać płaskim jak naleśnik. Wychodzą z okna wysokiego budynku, upadają na ziemię, spłaszczają się i wstają. Wywołuje to salwy śmiechu. Dziecko nie odróżnia realności od fikcji. Z badań wynika, że jeśli nawet jest to charakterystyczne dla pewnego wieku, to brak tego rozeznania przesuwa się i na dalsze etapy rozwojowe i co przerażające utrwala się. Podobnie oddziaływają gry komputerowe. Jeśli bohater, w którego wciela się dziecko (i jak wiemy z badań bardzo się z nim utożsamia) ma możliwość „kilka” żyć, to w dziecku utrwala się przeświadczenie, że pewne czynności życiowe można powtórzyć, np. krzywdę wyrządzoną drugiej osobie, chorobę, budowę domu, kształtowanie charakteru itd. Ma się wręcz moc stwórczą, podobną do Boga.

Dzisiaj wszyscy uciekamy od myśli o śmierci. Wręcz panicznie jej się boimy. Nie mówimy o tym, nie zabieramy dzieci na pogrzeby, do szpitala. Nie oswajamy się z tą myślą i nie potrafimy oswoić z nią naszych dzieci. Bronimy się wręcz, używając argumentu: „nie chcemy w nich wywoływać traumy”.  A ze śmiercią bliskich zetkniemy się prędzej czy później. Jeśli później, trudniej będzie nam poradzić sobie ze stratą. W poradni spotykam wiele dorosłych osób, które nie radzą sobie z etapami żałoby. Zawieszają się na którymś z jej etapów i nie mogą pójść dalej. Jest to stan coraz częściej spotykany. Jeśli nie radzimy sobie z tym jako rodzice, to nie potrafimy tym bardziej pomóc w radzeniu sobie z tym naszemu dziecku. Grozi to tym, że gdy dziecko dorośnie, także nie będzie umiało sobie poradzić ze stratą.

Społeczeństwo i kultura umacnia nas w strachu przed śmiercią. Religia i głęboka wiara w Boga powinna nam pomóc. Pomaga, lecz nie wszystkim. Myśl o śmierci, jako rozpoczęcie nowej drobi, nowego życia nie towarzyszy wszystkim w tych rozważanych.  Niektórzy starają się tę myśl w sobie, niejako zagłuszyć. Przyspieszają tępo życia. Skupiają na zadaniach, nie relacjach. Pędzą przed siebie.

Przeraża nas wizja pustki, samotności, lęku i niebytu. Zmarnowania niejako tego co było: doświadczenia, ciężko wypracowanej pozycji społecznej, nauki, zgromadzonych środków materialnych.  Przedmioty zaczynają nam zastępować relacje. I ta ciągła racjonalizacja, że robimy to z myślą o innych. Większy samochód, by wszystkim było wygodnie. Większy telewizor, by wszyscy lepiej widzieli. Lepszy komputer, bo więcej pamięci pomieści. Wpadamy w konsumpcjonizm zapominając o pielęgnowaniu tego co najistotniejsze: RELACJI.

Dlatego tak ważne jest, aby z dziećmi rozmawiać o śmierci. Wystarczy przeczytać „nie oróżowioną” bajkę o „Dziewczynce z zapałkami” lub „Śniącej Królewnie”. Być przy emocjach dziecka i starać się odpowiadać na wszystkie jego pytania. To przygotowuje do zmierzenia się z tym problemem, który i tak kiedyś się pojawi. Nie jesteśmy nieśmiertelni…

Syndrom Pustego Gniazda. Budowanie nowej tożsamości małżonków

IMG_0140W języku codziennym, jeżeli mówimy o procesach zostawiania rodziców przez dzieci, to mamy przede wszystkim na myśli ludzi młodych, którzy wyprowadzają się z domu rodzinnego i podejmują samodzielne życie. W tym procesie rozwiązania więzi w wieku młodzieńczym chodzi raczej o proces odcinania się dzieci od rodziców. Rodzice natomiast uczą się w tym czasie poszukiwania nowych rozwiązań. Procesy związane z pozostawieniem zaczynają się dużo wcześniej i towarzyszą wszystkim związkom rodzice – dzieci, takim jak: zaangażowanie – porzucenie – ponowne zaangażowanie – czasami zaangażowanie się na całkiem nowej płaszczyźnie. Są to podstawowe rytmy, nieodłączne w każdej ludzkiej relacji.  Przeprowadzone studia przypadków pozwalają na wyodrębnienie sześć typów relacji między rodzicami a dorosłymi już dziećmi. Można również powiedzieć, że jest to sześć etapy odchodzenia dzieci od rodziców i budowania się nowej więzi i tożsamości rodzicielskiej oraz małżeńskiej.

1. Nieprzerwana pępowina

Pierwszy typ daje się określić stwierdzeniem „nieprzerwana pępowina”. Ten termin charakteryzuje relacje, w których rodzice nie chcą pogodzić się z dorosłością dzieci. Nie przyjmują do wiadomości ich odejścia, czy odchodzenia. Traktują to jako etap przejściowy. Żyją minionym czasem, gdy dzieci były w domu. Wydaje im się, że ten etap wróci. Krytykują dzieci za ich decyzje. Mają pretensję do zięciów i synowych. Nie potrafią wycofać się z dawnych ról rodzicielskich. Taką postawę widać zwłaszcza u kobiet. Towarzyszy temu strach przed opuszczeniem, pustka, brak oparcia ze strony dzieci i małżonka.

2. Uzależniająca pomoc

Inny typ relacji charakteryzuje rodziny, w których rodzice pomagają dzieciom finansowo lub zajmują się opieką i wychowaniem wnuków. Takie związki umożliwiają rodzicom bliski kontakt z dziećmi, oparty na miłości i pomocy. A jednak jest ona często źródłem niezadowolenia rodziców i dzieci. Pomoc ta jest oparta na starych typach relacji. Rodzice nie dostrzegają dynamiki zmian, jaka zachodzi w ich relacjach z dziećmi i ich obecnym życiu. Usiłują się ciągle posługiwać dawnym autorytetem nie rewidując tych związków i relacji. Pomoc finansowa jest wyrazem ich miłości rodzicielskiej, ale i ubezwłasnowolnienia dzieci.

3. Zawiedzone rodzicielstwo

W tej grupie znajdują się małżeństwa, których dzieci rozwiodły się, żyją bez ślubu, nie realizują oczekiwań rodziców. Małżonkowie odpowiedzialność za nieudane życie swoich dzieci przenoszą na siebie. Traktują to jako swoją porażkę wychowawczą i rodzicielską. Starają się nadal pomagać swoim dzieciom, interesują się ich życiem prywatnym. Odczuwają jednak duży dyskomfort z powodu porażek życiowych i błędów, które popełniły w ich mniemaniu dzieci i wstydzą się tego.

4. W poszukiwaniu nowej aktywności

Czwarty typ relacji jest charakterystyczny dla małżeństw, które na nowo usiłują zbudować własną tożsamość, opartą na różnych formach aktywności (praca w spółdzielni, na działce, w kuchni, wyjazdy i wycieczki, praca malarska). O tym aspekcie najwięcej pisał A.Kamiński. Aktywność łączy się u tego autora z wychowaniem do starości. Jest to związane między innymi z wykształceniem małżonków.

5. Małżeńska pustka po odejściu dzieci

Jednym z aspektów pustki po odejściu dzieci z domu jest nieakceptacja rzeczywistości. Człowiek broni się, by uwierzyć, że dziecko rzeczywiście odeszło z domu, jest w szoku i stara, się w taki sposób ratować przed uczuciem straty, wmawia sobie, że wszystko to tylko zły sen, z którego się obudzi.  Inny aspekt to pojawiające się chaotyczne emocje. Pojawia się w momencie, w którym rodzic wie, że nie może już odsunąć straty. Nazywa się te emocje chaotycznymi, ponieważ są wtedy przeżywane różne, również sprzeczne, mocne uczucia: troski, strachu, złości winy, miłości, wdzięczności czy nawet radości. Podczas tej fazy występują często zaburzenia snu i brak apetytu, może również wystąpić podwyższona podatność na infekcje. Cierpiącego ogarnia uczucie całkowitej straty. Należy do tego nieodwracalne wrażenie oddzielenia od ludzi i świata.

6. Zwrot ku sobie

Małżeńskie współbycie w pustym gnieździe Każdy proces odchodzenia, każde rozstanie, każda strata zmusza człowieka do zastanowienia się nad sobą, nad swoją tożsamością w zależności od sytuacji życiowej. Jeżeli małżonkowie uzmysłowią sobie swoje problemy związane z tożsamością, które nagle się ujawniają, jeżeli zadadzą sobie pytanie, kim jesteśmy wobec nowej sytuacji, co pozostaje, co jest aktualne w naszym życiu, kim jesteśmy, a kim chcielibyśmy być, to będzie jasne: rozłąki, jakich wymaga od nas życie, żądają takiej właśnie wewnętrznej refleksji. Dzięki niej małżonkowie stają się coraz bardziej niezależni, autentyczni i przez to też bardziej zdolni do nawiązywania relacji. Pojawia się także w tym procesie aspekt poszukiwań, pokoju i dystansu. Charakteryzuje się tym, że we wspomnieniach, snach, w rozmowach z innymi ludźmi poszukuje się dziecka, które odeszło z domu rodzinnego. Pozostawieni cierpią, tracą zwykła pewność siebie, pewność swojego losu. Czują, że w ich życiu nastąpiła poważna zmiana, której nie szukali. Zajmują się, zatem sobą, by odnaleźć się w nowej sytuacji. Nawet wtedy, gdy stale myślą o dziecku, myślą również o sobie i relacjach, jakie powstały między nimi a dziećmi.